Yuhu … czyli Gołąbki w Grudziądzu
I mamy przed sobą weekend październikowy 2019 roku… i jak to zaplanowaliśmy na pierwszym spotkaniu Gołąbkowym, będziemy zwiedzać kolejne miasto w centralnej Polsce, czyli Grudziądz. Położony z jednej strony nad Wisłą, z drugiej nad Jeziorem Rudnickim Wielkim, około 450 km od nas i 250 km od Koszalina. Nocleg zarezerwowaliśmy w Hotelu Rudnik, nad samym brzegiem jeziora.
W trakcie podróży zatrzymaliśmy się na posiłek w Ciechocinku, zupełnie przypadkowo trafiliśmy do Restauracji Walkiria, gdzie zjedliśmy przepyszny obiad, a zdjęcie burgera z krewetkami zamówionego przez Grzegorza i zamieszczone w opiniach Google zostało wyświetlone ponad 27 tysięcy razy… (to się nazywa reklama!!!). Po tak wspaniałym posiłku postanowiliśmy zrobić krótki spacer po Ciechocinku i ruszyliśmy w dalszą drogę.
W komplecie byliśmy wieczorem i delektowaliśmy się zrobionym przez Anetkę w thermomixie adwokatem i jak zwykle nie mogliśmy się nagadać. Tak więc pół nocy zarwane, ale takie są nasze spotkania. W sobotę zwykle coś zwiedzamy, a tym razem jesteśmy dość daleko od centrum, więc czas na kilkukilometrowy spacer… do miasta!!! (a jak się później okazało i z powrotem do hotelu… zrobiło się nam ponad 16 km na pieszo!!!). Najpierw planowaliśmy dojść do pierwszego przystanku tramwajowego i stamtąd jechać już komunikacją miejską, ale zbyt długo trzeba było czekać, no to poszliśmy pieszo w stronę Rynku. Zatrzymaliśmy się przy Bramie Wodnej wzniesionej w początkach XIV wieku, która była spalona i odbudowana, a także w czasie II wojny światowej ponownie zniszczona i przywrócona do stanu pierwotnego w latach 50-tych XX wieku.
Spacerując po klimatycznych uliczkach wyszukaliśmy bardzo fajną kawiarnię Fado Cafe i po wzmocnieniu się pysznym czarnym napojem (i nie tylko) zawitaliśmy do Rynku w Grudziądzu.
O dziwo na Rynku przywitaliśmy się z siedzącym na ławce Mikołajem Kopernikiem, który był częstym gościem w Grudziądzu i zasłynął tam jako ekonomista, w sejmiku pruskim mową „traktat o pieniądzu”, który spisany trzyma na kolanie, a w lewej ręce trzyma sakwę z pieniędzmi. Zdjęcia jak zwykle obowiązkowe.
Następnie wzdłuż murów obronnych doszliśmy do Parku Góra Zamkowa, gdzie stoją ruiny zamku krzyżackiego z XIII wieku wraz z Wieżą Klimek, na którą oczywiście wyszliśmy (to też już nasza tradycja, każda wieża do zdobycia), skąd roztacza się przepiękny widok na panoramę miasta oraz płynącą wzdłuż niego Wisłę. Jak można usłyszeć na filmiku, śmiejemy się z byle powodu, bo to nasza terapia i nieważne gdzie nasz śmiech się niesie…
Po zejściu do Parku wpadliśmy na szalony pomysł, a filmik pokaże co zrobiliśmy i myślę, że się Wam spodoba :), od tego momentu „yuhu” będzie nam często towarzyszyć 🙂
Mieliśmy jeszcze plan na zwiedzenie Muzeum w Grudziądzu, ale niestety było nieczynne. To chociaż zdjęcie mamy zrobione.
Niestety musieliśmy powoli wracać do hotelu, ale po drodze mieliśmy jeszcze zjeść obiad i natknęliśmy się na… Browar Grudziądzki i restaurację w jednym 🙂
To się nam podoba, wiadomo… no to po browarku i posiłku czeka nas tylko powrót do hotelu, ale ale robi się ciemno i tam nic nie jeździ, czyżby trzeba było na piechotkę iść? Ale kto jak nie my! Damy radę iść przez las, a żeby nam umilić drogę i odstraszyć dziką zwierzynę śpiewamy piosenki, a potem gramy w słowa, generalnie zachowujemy się tak, żeby te oczka patrzące z oddali bały się do nas podejść. A i tak stadko sarenek przebiegło nam przed nosem. I gdy już byliśmy naprawdę blisko Ania bardzo chciała zobaczyć ile to kroków zrobiliśmy i wtedy… bach i leży jak długa… a my zamiast pomóc to co? zanosiliśmy się od śmiechu, taka kompania… Na szczęście obyło się bez urazów. Dobrze, że miałam załączone endomondo – wszystko zarejestrowane, ponad 30.000 kroków i ponad 16 km jednego dnia… To dopiero wyczyn, a Robert nam tego nie wybaczy…
W niedzielę mieliśmy jeszcze czas na krótki już spacer po okolicy i natknęliśmy się na Mega Park Kansas, wprawdzie w październikowy weekend był zamknięty, ale warto wiedzieć, że jest :).
Przed wyjazdem poszliśmy jeszcze nad jezioro, kilka fotek na pożegnanie, pomimo października mieliśmy cudowną słoneczną pogodę i palmy na plaży, czyż to nie urocze???
No i nasz weekend zbyt szybko dobiega końca… zgodnie z naszą tradycją ustalamy kolejne spotkanie, na marzec 2020 r. Kto by przypuszczał, że w tym okresie Polska będzie w całkowitym lockdownie i nie będziemy mogli się spotkać. Pandemia coronavirusa pokrzyżowała nasze plany i nie wiemy, kiedy będziemy mogli je zrealizować. (ponieważ ten artykuł powstał w 2022 r. wiadomo, że my ze Słowikami zdążyliśmy przed pandemią być w Egipcie na wakacjach).
Rozstajemy się z Grudziądzem zaopatrzeni w tamtejsze piwo i kolejne piękne wspomnienia, polecamy – zobaczcie to miasto, podelektujcie się spacerem po klimatycznych uliczkach, przysiądźcie obok Kopernika, może będzie łaskawy i sakwą się podzieli, a jak będzie piękna jesień to polecamy „yuhu” z liśćmi w Parku Góra Zamkowa i niech Wam wtedy uśmiech towarzyszy, bo śmiech to zdrowie i świetna terapia na smutki codziennego życia.
Jeden komentarz
Aneta
Yuuupiii to teraz często słyszane wśród Gołąbków hasło, które wyraża naszą radość, a jak jesteśmy razem to tej radości nie brakuje, no nie…. 🙂 Niezwykłym wyzwaniem była droga powrotna, znowu było ciemno, hmmm właśnie pomyślałam, że to jakieś magiczne połączenia się nam robią – (czytaj Kujanki)..powrotna droga do hotelu, ciemno, nawet bardzo ciemno, daleko, las, sarenki i my hihihi.