krajowe,  Spotkania

Śladami Ojca Mateusza – czyli Gołąbki w Sandomierzu

Jak to zwykle bywa na naszym ostatnim spotkaniu w Kujankach był ustalony kolejny wyjazd. Ze względu na panującą sytuację uznaliśmy, że musimy zorganizować go najszybciej jak się da, a na pewno jeszcze w 2020 roku. Kierunek – to najbardziej kryminalne miasteczko w Polsce, piękne i niebezpieczne zarazem… ale o tym przekonamy się osobiście – przed nami Sandomierz w jesiennej odsłonie. Tym razem dla nas trasa była o wiele krótsza (około 300 km w jedną stronę) niż dla naszych przyjaciół z nad morza, którzy musieli przejechać prawie całą Polskę. Ale co ciekawe, do miejsca noclegowego jechaliśmy auto za autem i…. to Słowiki byli przed nami. Tak więc już w samochodach machaliśmy do siebie i równocześnie podjechaliśmy pod Willę Wiślaną, miejsce naszego pobytu w Sandomierzu. Nasze przywitania są takie radosne, każdy z każdym przytula się na misiaczka, całuskom nie ma końca, a endorfiny fruwają między nami. Z noclegiem trafiliśmy idealnie, pokoje nowiuteńkie, pięknie urządzone, pachnąca i czysta łazienka, po prostu strzał w dziesiątkę. A jakie pyszne śniadanka, to się przekonaliśmy dopiero na drugi dzień rano. I co jeszcze jest fajne, to przemili gospodarze obiektu.

Willa Wiślana znajduje się po drugiej stronie Wisły niż centrum Sandomierza, ale dla nas to nawet lepiej bo my lubimy spacerować. Tak więc po rozpakowaniu wybraliśmy się na pierwszy spacer i zarazem późny obiad. Szybko trafiliśmy do fajnego lokalu W starej piekarni, gdzie zjedliśmy bardzo ciekawe dania regionalne – zlepieńce, bulwy sandomierskie oraz tradycyjny polski żurek.

Polecamy to miejsce – klienci, którzy stamtąd wychodzili zachęcili nas – a teraz my zachęcamy każdego, kto zawita do tego miasta, niech odwiedzi i skosztuje tych pysznych dań.

Po tak obfitym jedzonku poszliśmy w stronę sandomierskiego Rynku – chyba każdy kto ogląda serial „Ojciec Mateusz” zna go doskonale, ale oczywiście zdjęcia muszą być, bo jest piękny i bardzo klimatyczny.

Będąc w Sandomierzu można skorzystać z usług lokalnych przewodników, którzy za niewielkie pieniądze organizują zwiedzanie najważniejszych miejsc w mieście, postanowiliśmy więc umówić się z takim przewodnikiem na kolejny dzień. Ale przed nami pierwszy wieczór, a w naszej Willi jest bardzo fajna sala, gdzie można wspaniale spędzić czas przy kolacji, lampce wina i z naszymi rozmowami. Wyobraźcie sobie jaką mamy spójność myśli… Aneta z Markiem podarowali nam w ten pierwszy wieczór kubeczki z nadrukiem naszych zdjęć ze Sri Lanki, a zanim się spotkaliśmy Grzegorz wymyślił koszulki w czarnym kolorze z nadrukiem naszych zdjęć. W ogóle nie umawialiśmy się na takie prezenty, a tym bardziej na takie spersonalizowane i osobiste. Dla wszystkich nas radość była ogromna. Tego wieczoru umówiliśmy się, że koszulki założymy na zwiedzanie miasta (kubków niestety nie mogliśmy wziąć ze sobą na zwiedzanie) . A oto nasze Gołąbkowe koszulki:

No i muszę przyznać, że zrobiliśmy niezłe wrażenie na przechodniach, którzy z zaciekawieniem patrzyli na naszą grupę jak szliśmy pod Bramę Opatowską na spotkanie z przewodnikiem. Nie spodziewaliśmy się, że zbierze się spora grupa chętnych do zwiedzania. Od Bramy przeszliśmy w stronę Rynku. Słuchając opowieści o historii miasta, zatrzymaliśmy się przed Ratuszem zbudowanym w XIV wieku, który prezentuje się znakomicie aż do dnia dzisiejszego. Nieopodal Ratusza stoi bardzo ciekawa rzeźba pt. Zakotwiczone Niebo – kotwica jest prawdziwa, w XIX wieku została wyłowiona z Wisły i użyta do stworzenia tej ciekawej atrakcji.

Będąc na Rynku nie można pominąć Zabytkowej Studni w Sandomierzu – dla mnie oprócz Ratusza najbardziej rozpoznawalnej w serialu (mamy już ją na wcześniej umieszczonym zdjęciu).

Nas jednak zaintrygowała niby zwykła ławeczka szklana, a jednak mająca niezwykły przekaz, spróbujcie to coś dojrzeć… a następnie zastosować u siebie. My to czynimy na każdym naszym spotkaniu 🙂 i nie tylko…

Potem klimatycznymi uliczkami przeszliśmy do Bazyliki katedralnej również z XIV wieku i po zwiedzeniu jej wewnątrz udaliśmy się w stronę Zamku Królewskiego z tego samego okresu, położonego na skarpie wiślanej, ale niestety nie zwiedzaliśmy go wewnątrz. Kierowaliśmy się w stronę jeszcze jednej czternastowiecznej ciekawostki Sandomierza, a mianowicie Furty Dominikańskiej potocznie zwanej Uchem Igielnym – będącą niegdyś częścią murów obronnych. Z tym miejscem wiąże się pewna legenda, którą przekazał nam przewodnik… otóż przez tą Furtę mogły przejść tylko osoby o czystej duszy. Przed osobami o nieczystej duszy Furta się zamykała. Gołąbki przeszły w komplecie. Nie jest z nami tak źle… Wy też spróbujcie, jak tam będziecie.

Ziemia sandomierska to jedyne miejsce na świecie, gdzie występuje najszlachetniejsza odmiana krzemienia pasiastego. Znany jubiler sandomierski przed swoją pracownią umieścił olbrzymi pierścień z tym właśnie kamieniem, który waży 30 kg (całość pierścienia to 80 kg), aby promować miasto jako stolicę krzemienia pasiastego – kamienia optymizmu.

Po zakończeniu zwiedzania z przewodnikiem wróciliśmy do Bramy Opatowskiej, bo jak każe tradycja, wszystkie wieże są przez nas do zdobycia… a widok z każdej z nich zapiera dech w piersi. Tradycją jest też, że podczas naszych wyjazdów świeci słońce, nawet wtedy gdy prognozy przewidują zupełnie co innego.

Na obiad wybraliśmy się w pobliżu Rynku do restauracji Lunch Cafe i tym razem to nie menu było istotne jak się okazało, tylko kolejna zabawna historyjka… ale najpierw spójrzcie na zdjęcie:

W Kórniku Grzegorz klęczał przed Robertem (to już wiecie), a w Sandomierzu, no cóż, trzeba było na szybko zostać księdzem… no i tym razem to Robert skorzystał z okazji aby klęcząc wyznać wszystkie swoje winy… A jak już mowa o księdzu… to czas zobaczyć tego najsłynniejszego w tym rejonie i móc stanąć tuż obok niego, a nawet z bliska poznać Świat Ojca Mateusza 🙂

To miejsce należy koniecznie zobaczyć – postacie są świetnie odwzorowane, oprócz Ojca Mateusza i aspiranta Nocula, można spotkać inspektora Możejko, Gibalskiego, oraz więźnia w celi – co było najbardziej zaskakujące podczas zwiedzania, a także wspaniałą gosposię Natalię i „Pluskwę”. W trakcie spaceru pomiędzy figurami związanymi z serialem można się wpisać do wystawionej księgi gości, wiadomą rzeczą jest, że my swój wpis umieściliśmy – kto ciekawy, niech szuka przy okazji zwiedzania. W drodze powrotnej do naszej „Willi” mogliśmy podziwiać Wisłę i Zamek Królewski o zachodzie słońca.

Niedziela… zbyt szybko ten czas biegnie. Musimy rozstać się z Sandomierzem, ale w niedalekiej odległości jest jeszcze jedna atrakcja, której nie możemy nie zobaczyć. A mianowicie Zamek Krzyżtopór w Ujeździe zbudowany w XVII wieku. Była to największa w Europie budowla pałacowa przed powstaniem Wersalu. Niestety obecnie pozostały jedynie ruiny tego kompleksu. Obiekt udostępniony jest do zwiedzania, więc warto skorzystać, będąc w pobliżu.

I tak oto kończy się nasze weekendowe spotkanie z Sandomierzem i okolicą. Jeszcze tylko wspólny obiad, łzy na pożegnanie i ruszymy w przeciwne strony. Ale jak zwykle mamy plan na następne – to już wiadomo, choć w dalszym ciągu istnieje ryzyko zakazu podróżowania w związku z pandemią, my liczymy na to, że będziemy mieli możliwość wyjazdu.

Zapraszam do czytania innych naszych artykułów, a jeśli spodobają się Wam, to proszę o komentarze. Niebawem opiszę nasz następny wyjazd, bo jak się już zorientowaliście, blog powstał całkiem niedawno, a my już od kilku lat wspólnie zwiedzamy Polskę i świat.

Jeden komentarz

  • Aneta

    Sandomierz, to zdecydowanie miasteczko „Ojca Mateusza”, nas urzekło. My jak zawsze bawiliśmy się doskonale łącząc zwiedzanie z dokładaniem sobie śmiechowych zmarszczek i świetnie spędzając czas w naszym Gołąbkowym gronie 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *