Poziomka – wspaniałe miejsce na wypoczynek krajowy
Ten 2020 rok przyniósł nam niespodziewane wydarzenia, nikt by nie przypuszczał, że zostaniemy zamknięci w domach, że na całym świecie pojawi się pandemia wirusa covid-19, że dużo ludzi nie dość, że będzie bardzo chorować to jeszcze umierać 😒. Ta sytuacja spowodowała, że nasze spotkanie gołąbkowe musiało się przesunąć o kilka miesięcy. Na szczęście jednak nadszedł ten upragniony czas – postanowiliśmy wykorzystać przedłużony weekend sierpniowy. A miejsce na spotkanie tym razem nie było przypadkowe. Korzystamy z zaproszenia przemiłej właścicielki Restauracji Gościniec Poziomka w Kujankach, którą poznaliśmy w styczniu w Egipcie. Poziomka, to rodzinny biznes – jest tam restauracja, miejsca noclegowe i co jest niesamowicie ciekawe, w podziemiach restauracji jest BROWAR gdzie warzy się piwo poziomkowe, które szczególnie polecamy!!! Nigdy wcześniej nie piłam takiego piwa.
Dla nas to prawie 600 km w jedną stronę, ale jedziemy z wielką radością. Zamówiliśmy już piękną pogodę, a że Poziomka położona jest blisko Jeziora Borówno, zamierzamy się bardzo relaksować, opalać i skorzystać z atrakcji wodnych.
Zanim jednak trafiliśmy do Poziomki mieliśmy przystanek w Dobrzykowicach, gdzie stoją domy Kargula i Pawlaka – tam kręcono trylogię Samych Swoich. Niestety nie można było podejść blisko, gdyż w tych domach mieszkają ludzie i jest wysoki płot… zostało tylko zrobić zdjęcie tablicy pamiątkowej.
Tym razem to nasi przyjaciele z Koszalina byli pierwsi w Poziomce, a my po drodze byliśmy jeszcze gośćmi u Ani w domu na powitalnym drinku. Tam dowiedzieliśmy się, że jest problem z jednym pokojem dla nas, w związku z czym Ania postanowiła nas przenocować we własnym domu. Pojawił się więc pomysł na pierwszy wieczór – zorganizujemy grilla w ich prywatnym ogrodzie nad pięknym stawem. Cudownie ciepły wieczór, smaczne jedzonko i coś do popicia no i oczywiście gromki śmiech co chwilę, czego trzeba więcej? Jednak czas szybko biegnie – niektórzy muszą na piechotę wrócić do Poziomki… a to jakieś 3 km… o tej drodze powrotnej powinna napisać Ania lub Aneta 😜😜😜…
Następnego dnia rano przyjechała po nas Aneta i już byliśmy razem w Poziomce na pysznym śniadanku w stylowej stołówce. Obok znajduje się basen i piwne spa… wprawdzie tym razem nie skorzystaliśmy ze spa, ale w basenie poszaleliśmy grając w nim w piłkę. No i jak dzieci mieliśmy radochę 😁
Po śniadaniu poszliśmy nad jezioro, żeby sprawdzić jakie nas tam atrakcje czekają? No i widok samego jeziora nas zachwycił. To piękne miejsce na wypoczynek, duży pomost, wydzielone kąpielisko z ratownikiem, piaszczysta plaża, bardzo dużo zieleni wokół jeziora, łódki, rowerki wodne. Tylko korzystać z pięknej pogody …
Zanim jednak rozgościliśmy się na pomoście musieliśmy pojechać do sklepu po zakupy, ale że nas jest szóstka to ktoś musiał zostać w Poziomce, zgadnijcie kto był najbardziej zmęczony po wczorajszym nocnym spacerze??? Nie nie nie, to nie Robert… To Mareczek potrzebował więcej odpoczynku i został a my wybraliśmy się na poszukiwanie sklepu… Zwykle Kwiatek nawiguje, wyszukał więc lewiatana w miejscowości Święta i wyznaczył trasę, ale oczywiście najlepsza trasa to najkrótsza… prowadząca nas przez las i właściwie bez drogi. Aneta jako kierowca martwiła się czy my w ogóle gdzieś dojedziemy, bo las coraz gęstszy, a droga coraz węższa… Nagle jest poszukiwana wioska – jesteśmy w cywilizacji ufff, ale gdzie jest lewiatan, ja się pytam… I oto moim oczom ukazuje się idący facet z reklamówką z logo lewiatana – to super tam musi być sklep skoro niesie taką reklamówkę. Cieszymy się przedwcześnie – ktoś zaczepiony nam odpowiada, tu nigdy nie było lewiatana… I co teraz? Musimy szukać innego sklepu, a uwierzcie mi na te kilka domów trudno było sklep wypatrzyć. Wujek google – pomóż wreszcie… Niby jest jakiś sklep w kolejnej wiosce (Nowa Święta – nie żartuję), kilka kilometrów dalej. Nie mamy wyjścia, jedziemy. Po kilku minutach jazdy JEST SKLEP DINO, ale radość!!! Zakupy zrobione, to najważniejsze. Ale okazało się, że tak naprawdę to okrężną drogą dojechaliśmy do Złotowa… jakby nie można było od razu prosto tam pojechać. My jednak lubimy przygody… Dobrze, że Marek tej drogi przez las nie widział…
Popołudnie spędzamy nad wodą, kąpiąc się i podziwiając widoki z rowerków wodnych.
Po wodnych atrakcjach czas na kolację, którą można samemu w Poziomce sobie przygotować, nie zapominając o piwie poziomkowym, które wybornie smakuje.
Sobota rano – jest cudna pogoda, mamy zaplanowaną wycieczkę rowerową, Ania właścicielka Poziomki zorganizowała nam wypożyczenie rowerów. Jezioro jest ogromne, wyzwanie mamy takie, żeby go objechać dookoła.
Mimo tego, że mieliśmy niezły plan – nie udało nam się go zrealizować, bo rower Roberta niezbyt nadawał się do jazdy. Na zdjęciu doskonale to widać. Ale i tak zrobiliśmy ponad 10 km trasą przez las wzdłuż jeziora. No i jeszcze prawie wszyscy skorzystali z kąpieli na dziko…
Na dzisiejszą kolację mamy zamówione pstrągi wędzone przez Jureczka (męża Ani) – po dzisiejszym rowerowym wypadzie i kąpieli nikt nie myślał nawet o samodzielnym przygotowywaniu posiłku. Ale najpierw piwko poziomkowe i chleb ze smalcem… palce lizać!!! A pstrąg… powiem tylko tyle… niebo w gębie!!! Żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia bo prezentował się tak znakomicie, jak smakował 😊. No i jeszcze jeden specjał Poziomki, który warto polecić to zupa krem z kurek – rewelacja po prostu!!! Uważam, że restauracja Poziomka serwuje dania na bardzo wysokim poziomie. My jesteśmy zachwyceni tym miejscem.
Ania z Robertem muszą nas opuścić w niedzielę, nasz wspólny cudowny przedłużony weekend szybko zbliża się do końca. Został nam jeszcze tylko jeden wieczór, czas na wspólne zdjęcia z tarasu nad restauracją z przepięknym widokiem na okolicę, no i zielona noc…
Nie wiem czy dlatego, że znamy właścicielkę, ale Marek z Grzegorzem mieli okazję zobaczyć w niedzielne przedpołudnie wnętrze Browaru i posłuchać Jędrzeja, syna Ani, który jest piwowarem. Chłopaki mieli możliwość poznać proces powstawania tak smacznego piwa, które służy też… do piwnego spa. Następnym razem koniecznie musimy z niego skorzystać.
Po wyjeździe Słowików wybieramy się na piechotę do miejscowości Zakrzewo – powodem wycieczki jest nie tylko bankomat, ale przede wszystkim spalenie kalorii po pysznym jedzeniu w Poziomce. Idziemy sobie ulicą, gdyż ruch jest niewielki, a to tylko 6 km w jedną stronę (ostatecznie zrobiliśmy 14 km!!!). Ja wybrałam się w sandałkach na ten spacer, ale nie przypuszczałam nawet, że będę mieć takie problemy, żeby w nich przejść wyznaczoną trasę. Dobrze, że mój mąż poratował moje otarte stópki dając mi swoje skarpety, nie pytajcie nawet jak to wyglądało, typowo polski zestaw – sandałki i skarpety 😁😁😁.
Powrót na szczęście mieliśmy inną trasą, zresztą można śmiało napisać, że przepiękną, zdjęcia mówią same za siebie…
W Poziomce można też posłuchać muzyki na żywo – my mieliśmy okazję poznać chrześniaka Ani – Dawida, który gra i śpiewa. Takie oto mieliśmy kulturalne zakończenie naszego weekendu, gdyż w poniedziałek rano czas opuścić Poziomkę. I co ciekawe, wcale nie mieliśmy zamiaru pędzić od razu w stronę naszych domów, tylko wręcz przeciwnie, obraliśmy kierunek nasze Morze Bałtyckie … tak dawno nie widziane, chcieliśmy chociaż stópki w nim zamoczyć. Obowiązkowo też trzeba było zjeść cudownego gofra z bitą śmietaną na bogato, a co!!!
Po zamoczeniu stópek w lodowatym Bałtyku i zjedzeniu gofra można było ruszać w stronę domu. Jednak jeszcze jeden przystanek po drodze mieliśmy na stacji SHELL, bo samochód trzeba było zatankować i umyć – chociaż na myjni umyły się także nogi Grzegorza 😂😂😂. Zaskoczeni byliśmy niesamowicie tym, jak nas tam powitano – a kawa była pyszna!!! Ktoś nam przygotował niezłą niespodziankę – dziękujemy Aniu ❤️❤️❤️Do dzisiaj się zastanawiamy, jak zostaliśmy rozpoznani…😂😂😂
Kolejny wspaniale spędzony czas w Gołąbkowym gronie, poznane nowe miejsca oraz nowe znajomości – tradycyjnie rozstaliśmy się z planem na następne spotkanie – oby tylko panujące okoliczności nie utrudniły nam tego.
3 komentarze
Aneta
Cudowne wspomnienia…..a co do powrotu z wieczornego spotkania przy grillu, hmmm jakby to powiedzieć, przygoda na całego, ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, strach się bać hihihi. My z Anią na czele za nami podążali Panowie nasi kochani, i to że byli za nami okazało się zgubne dla nas 🙂 Pojawiły się nieoczekiwane problemu, ale że w grupie siła, udało się dotrzeć, żeby nie powiedzieć dociągnąć całej naszej 4 w komplecie, bo wiecie u nas tak już jest i będzie jeden za wszystkich – wszyscy za jednego! Każda opisana przez naszą Naczelną chwila, która miała miejsce w Kujankach pozostanie w pamięci, a przypomnienie sobie tego właśnie teraz, kiedy mamy taki straszny czas za naszą wschodnią granicą, to jak miód na serce i błogi stan w umyśle, a tej chwili wytchnienia potrzebujemy jak tlenu do oddychania. A Kujanki i okolice to idealne miejsce, żeby odsapnąć, rozkoszować się ciszą, naturą i tym co ta natura nam oferuje. Było bosko.
Przy okazji pozdrowienia dla przesympatycznych Gospodarzy i ludzi, których przy tej okazji poznaliśmy 🙂
Ania
Eh te poziomkowe Kujanki , sama radość obcowania z przyrodą. Okolica przecudna ,miejsce idealne na totalny chillout.
A powrót z kolacji o której pisała Basia …. ah , Panowie nasi kochani, żebyście wiedzieli, jaki to byl dla nas wyczyn . My takie dzielne byłyśmy , dobrze że miałyśmy pelne baterie w telefonach i można było oświetlać czasem drogę i Was Marku i Robercie , tylko Johnyego nie widziałyśmy, jakoś świetnie się nam chował i nieźle kamuflował 🤣Basiu to napewno nie były 3 km 😆chyba żeby doliczyć kroki taneczne 😆ale zawsze damy radę z Waszymi niemocami kochani Panowie 🤣 możecie śmiało polegać na ramionach naszych 💪 😀 😍 byle nie za często ,bo ten Apart to nie są tanie rzeczy 💍🤣
Tyle wspaniałych chwil, basen , rowery , kąpiel na dziko 😀 wygłupy na plaży,( nie trzeba być bogatym żeby mieć fantazje, a tego nam nie brakuje mimo tego że co niektórzy 5 z przodu 🤣 )
tańce na tarasie naszego domku gdzie mieliśmy pokoje. Wszystko było jak w bajce , która kiedyś zawsze się kończy,bo znowu czas przyszedł na rozstanie . Ale plan na kolejne nasze wypady już był i to na szczęście daje nam kopa.
Ps przypomniało mi się coś z młodości zwariowanej …uprzedzam że interpretacja dowolna 😆,a młodość póki co trwa 😀 no więc..
Marzyłabym sobie byś był mym podnóżkiem…
Sprężyną pod nieskrzypiącym łóżkiem
Rogalikiem maślanym…
Jadłabym Cię i spała czasami…
Ps
Po pobycie w Poziomce zamieniłabym rogalika na pstrąga , czapki z głów dla Jarka właściciela Poziomki , za ten majstersztyk .
Ps nr 2
Dziękuję Basiu za ten nasz pamiętnik , kiedyś może nasza pamięć będzie nas zawodzić , wtedy będziemy mieli co czytać i gdzie wracać do tych wspaniałych chwil.
Aneta
Aniu i kolejny raz uśmiech nie schodził mi z twarzy czytając Twój opis, no ten John 😅😅🥃🤗