krajowe,  Spotkania

Łowickie klimaty z Gołąbkami w tle

Jak ten czas leci… dopiero był Sylwester 2021/2022 i nasze super spotkanie w Powidzu, a tu już przyszedł maj… Najwyższa pora, aby znowu się zobaczyć. Uzgodniliśmy, że sprawdzimy jak to jest z tymi wycinankami i strojami łowickimi, czyli kolejnym punktem na mapie naszego zwiedzania Polski będzie Łowicz.

Łowicz – miasto w centralnej Polsce, kojarzone z barwnymi strojami ludowymi, wycinankami, kolorowymi domkami drewnianymi, a dla mnie do tej pory… przede wszystkim z przetworami (chyba każdy z nas próbował nie tylko dżemów marki Łowicz).

Do Łowicza od nas jest około 285 km, a dla naszych Słowików to ponad 410 km do pokonania, oczywiście w jedną stronę. I tradycyjnie już wyruszamy w piątek rano najpierw do Pleśniarów, a potem już wspólnie jedziemy autostradą A1 na Łódź. Po drodze jednak mamy mały przystanek w Żłobnicy niedaleko Elektrowni Bełchatów, gdzie znajduje się Punkt widokowy na wyrobisko kopalniane węgla brunatnego czyli największą dziurę w Europie. Z racji wykonywanego zawodu Marek doskonale wiedział gdzie nas zabiera. Zresztą zobaczcie sami jak to wygląda:

Taras Widokowy w Żłobnicy

I jak się Wam podobał filmik? – dajcie znać w komentarzach pod postem.

Nocleg zorganizowaliśmy sobie w kameralnym hotelu ECO Nieborów, położonym 12 km od Łowicza. I nie spodziewaliśmy się, że będzie tak klimatyczny prawie jak pałac, usytuowany przy samym lesie, a właściwie na skraju Puszczy Bolimowskiej. Pokoje są na poddaszu, nieduże, ale bardzo czyste, łazienka również. Jest jeszcze odrębny budynek, w którym znajdują się też pokoje do wynajęcia.

Po przyjeździe na miejsce z niecierpliwością czekaliśmy na naszych przyjaciół, którzy tym razem mieli dłuższą drogę do pokonania. Ale jak już dojechali to… YUPI nie było końca 😍😍😍.

Naszym zwyczajem jest, że sami przygotowujemy sobie kolacje (na innych spotkaniach nawet obiady, nie wspominając o śniadaniach). Na ten wyjazd Grzegorz postanowił zamienić gołąbki bez zawijania na własnej roboty hamburgery z grilla. No i muszę przyznać, że były „palce lizać” – dla ciekawych dodam, że Ania zawsze przywozi dla nas szklane kieliszki na wino… było pysznie i wykwintnie!!!

A grill jest na wyposażeniu hotelu i można z niego korzystać, dodatkowym atutem tego hotelu jest super wiata, gdzie mogliśmy sobie biesiadować do nocy, nie przeszkadzając innym gościom.

Sobota to dzień przeznaczony na zwiedzanie – i tu czekała na nas niespodzianka i to całkiem blisko hotelu – bowiem w Nieborowie jest barokowy Pałac Radziwiłłów wraz z przylegającym do niego sporym ogrodem oraz Romantycznym Ogrodem w Arkadii (o którym później napiszę). Pałac miał wielu właścicieli, a przez prawie dwieście lat należał do rodziny Radziwiłłów, obecnie jest oddziałem Muzeum Narodowego w Warszawie. Na zwiedzanie wnętrza pałacu trzeba przeznaczyć czas tak około do dwóch godzin, gdyż znajduje się w nim wiele ciekawych i unikalnych eksponatów m.in. dwa duże globusy, które król Ludwik XVIII zastawił zadłużając się u Michała Hieronima Radziwiłła. W pałacu położonych jest 7500 płytek holenderskich, z których każda jest inna (poniżej na zdjęciu widać je przy schodach). Nie sposób dodać wszystkich zdjęć, których zrobiliśmy, ale kilkoma się pochwalimy. Jednak najlepiej zobaczyć to miejsce na żywo, koniecznie ze spacerem po pięknie wypielęgnowanym ogrodzie. Mogliśmy w tym ogrodzie zobaczyć rosnącego platana, który był posadzony jako pierwszy w Polsce w 1770 roku!!! Nas wszystkich pałac i ogród po prostu zachwycił!!!

Nie wiem jak to się dzieje, ale wybierając miejsce na spotkanie oprócz zamków czy pałaców trafiamy również na browary… i tym razem już w hotelu dowiedzieliśmy się, że około 7 km za Nieborowem znajduje się niewielki Browar Bednary, do którego ambitnie udaliśmy się na piechotę po zwiedzaniu pałacu. Ostatkiem sił, bo już byliśmy bardzo głodni dotarliśmy na miejsce modląc się w duchu, żeby tam oprócz piwa było co zjeść… Na szczęście jedzenie było i nawet smaczne, a sama knajpka bardzo przyjemna, oczywiście pamiątkowe piwka zabraliśmy ze sobą, bo byliśmy już umówieni, że drogę powrotną pokonamy autem – menadżer hotelu po nas przyjechał.

Niedziela – czas na Łowicz!!! Naszym celem jest Skansen w Maurzycach, Muzeum w Łowiczu, a w drodze powrotnej do hotelu Romantyczny Park w Arkadii, o którym wcześniej wspomniałam.

No i tak, pojechaliśmy do Skansenu – nie wiedzieliśmy tego, że kupując bilet najpierw w Muzeum można nabyć łączony bilet również do Skansenu, zyskuje się wtedy parę złotych i czas na stanie w kolejce do kasy. Dojazd do samego Skansenu jest fatalny – polna piaszczysta droga z ogromnymi koleinami, bez możliwości dojścia na piechotę (chyba że skrajem lasku).

No i jesteśmy w Skansenie, pogoda jak marzenie, słoneczko i ciepełko nam towarzyszy:

Sam Skansen ma bardzo dużą powierzchnię i sporo domków przeniesionych z okolicznych wiosek wraz z meblami i wystrojem w stylu łowickim. Dla mnie niestety były za mało kolorowe z zewnątrz, a o słynnych łowickich wycinankach nie miał nam kto opowiedzieć… gdyż tylko jedna Pani była w jednym z domków, gdzie miała już powycinane swoje dzieła w celu handlowym. Po wizycie w Biskupinie mieliśmy jednak większe oczekiwania…

Oprócz domków można tam zobaczyć stodoły, wozownie, wiatrak oraz plebanię i kościółek, w którym akurat odprawiana była msza trydencka (msza z uroczystą oprawą, na którą składa się śpiew chóru, dodatkowe okadzanie, pokropienia wodą święconą, obecnie zakazana przez Papieża Franciszka do odprawiania w kościołach parafialnych, jedynie za zgodą biskupa możliwa do sprawowania).

No, ale byliśmy, zobaczyliśmy… szału nie było, niestety.

Wróciliśmy do centrum Łowicza. W jednym ze sklepów z pamiątkami (kto spostrzegawczy, ten się domyśli co kupiliśmy), na jego zapleczu trafiliśmy na Muzeum Guzików, gdzie na trzech tablicach umieszczono guziki słynnych ludzi m. in. aktorów, muzyków, polityków, podróżników a nawet sportowców – poniżej jedna z tych tablic:

W centrum miasta znajduje się też Muzeum Łowickie, do którego oczywiście się wybraliśmy.

Tym razem Muzeum nas nie rozczarowało, baa nawet nam się podobało. Były piękne stroje łowickie, wycinanki, malowane szafy i skrzynie. A na dziedzińcu były chaty łowickie, dokładnie takie same jak w Skansenie. Aż chciałoby się powiedzieć, że szkoda iż nie rozpoczęliśmy zwiedzania od Muzeum, wizyta w Skansenie byłaby zbędna… Ale dopiero przekonaliśmy się o tym, po powrocie ze Skansenu 😒

W Łowiczu zrobiliśmy sobie przerwę na obiad, ale jak to w maju… wszędzie komunie, więc o miejsca w restauracjach było bardzo trudno, no to zjedliśmy pizzę i udaliśmy się w drogę powrotną do hotelu.

Ale jak wcześniej napisałam, mieliśmy jeszcze jeden punkt na naszej liście zwiedzania, czyli spacer po Parku Romantycznym w Arkadii należącym kiedyś do Heleny Radziwiłłowej. I tak jak Pałac Radziwiłłów, Arkadia miała wielu właścicieli, którzy nie zawsze o nią dbali, budynki zostały zniszczone, niektórzy nawet posprzedawali cenniejsze rzeźby, sprowadzone przez Helenę. Ale zapewniam, że warto się wybrać na spacer po tym ogrodzie, nawet odpocząć z pyszną kawą serwowaną przy murze z posągami słuchając śpiewu ptaków.

Aż się rozpędziłam z dodawaniem zdjęć z tego Parku, bo tak tam było urokliwie i romantycznie po prostu.

Jak doskonale wiadomo, po niedzieli jest poniedziałek – a to oznacza, że nasz cudowny weekend dobiega końca i musimy się rozstać, mając ustalony termin na następne spotkanie i mniej więcej określone miejsce. Jesteście ciekawi gdzie i kiedy? Zapraszam na kolejny artykuł, który niebawem ukaże się na naszym blogu.

W drodze powrotnej przejeżdżaliśmy niedaleko Arboretum SGGW w Rogowie, które obejrzeliśmy w telewizyjnym programie „Maja w ogrodzie” i wiadomo, takiej atrakcji nie mogliśmy przepuścić. Och, siłą mnie trzeba było stamtąd zabierać… Jesteśmy oczarowani tym miejscem, ilością roślin i drzew, cudownych zakątków – gdybyście kiedykolwiek byli w pobliżu gorąco polecamy zobaczcie je koniecznie. Oczywiście dodaję kilka zdjęć…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *