krajowe,  Spotkania

Gołąbki podążają szlakiem pierwszych Słowian w Biskupinie i okolicy

Robert lubi historię, dlatego zaproponował nam spotkanie w Biskupinie – czyli miejscowości, w której można odnaleźć jedno z niewielu stanowisk archeologicznych w Polsce zawierających pełnowymiarowe rekonstrukcje wału obronnego, falochronu, bramy, ulic i budynków mieszkalnych naszych praprzodków. Uznaliśmy to za wspaniały pomysł, nawet padła propozycja ubrania się stosownie do tego miejsca. Stanęło jednak na tym, że do naszych firmowych już koszulek kupimy sobie bluzy, dodamy odpowiednie zdjęcia i… będziemy mieć nawet swoje logo…

Na logo umieszczony jest skrót nazwy „Gołąbki na Rowerach”, tłem nie mogłoby być nic innego jak mapa świata, gdyż kochamy podróże no i oczywiście nasze buźki w firmowych koszulkach 😍😍😍.

W Zielonej Górze ustaliliśmy, że w ostatni weekend sierpniowy 2021 roku spotkamy się ponownie. Do Biskupina mamy około 460 km w jedną stronę. Piątkowy poranek to czas na wyjazd, najpierw my do Rybnika, a stamtąd już z Anetką i Markiem w dalszą drogę jednym, zapakowanym po brzegi samochodem (to też już tradycja). Kilka godzin jazdy i już padamy sobie w objęcia ze Słowikami, którzy tym razem byli pierwsi przed Zajazdem Biskupin w Biskupinie

Po rozpakowaniu i zjedzeniu tradycyjnego już posiłku czyli gołąbków bez zawijania w sosie pomidorowym oraz wypiciu kawusi z przepysznym ciastem przez Anetkę upieczonym, wyszliśmy na spacer, aby poznać okolicę. Dodam, że Zajazd jest w niedalekiej odległości od słynnego Muzeum Archeologicznego, a tuż przy nim biegnie kolejka wąskotorowa na trasie Gąsawa-Biskupin-Wenecja-Żnin… I jak to u nas bywa bardzo szybko zrodził się pomysł, aby taką kolejką się przejechać… do Wenecji, rzecz jasna!!! A że stację mamy tuż „pod nosem” to już sprawdzamy rozkład jazdy na jutrzejszą podróż, prezentując nasze nowiutkie bluzy…

Po krótkim spacerze wróciliśmy do Zajazdu na kolację, którą właściwie przywieźliśmy w całości. Tym razem graliśmy w grę „Między Słowami” – szczerze ją polecamy, my ubawiliśmy się do łez. Potem były nawet tańce, bum-boxy spisały się wspaniale. Ponieważ Panowie co jakiś czas wychodzili z pokoju, zauważyli na korytarzu wiszące ciekawe obrazy, więc pomimo kamer nie wahali się jednego przynieść do pokoju w celu wyjaśnienia co też on właściwie przedstawia… były różne wizje, ale tekst o wietrzeniu łechtaczki powalił nas na kolana. Na następny dzień rano Kwiatek uskarżał się na ból ręki… a obraz był ciężki, oj ciężki… Żałuję bardzo, że nie zrobiłam zdjęcia tegoż dzieła, myślę, że każdy zobaczyłby w nim coś innego i równie ciekawego…

W sobotę rano po pysznym wspólnym śniadaniu wyruszamy, zgodnie z planem, na wycieczkę kolejką wąskotorową do Wenecji, w której znajduje się Muzeum Kolei Wąskotorowej oraz ruiny zamku Nałęcza i Wystawa Machin Oblężniczych. Podróż w otwartych wagonach trwała kilkanaście minut, bilet kupiliśmy u konduktora (można od razu kupić w obie strony). I jak tylko usiedliśmy to tak znienacka wydaliśmy z siebie nasze słynne „JUHUUUU” na cały wagon!!! Ktoś by pomyślał… jak dzieci… a to tylko nasza radość wyrażona werbalnie 🙂

W Wenecji najpierw zobaczyliśmy Muzeum Kolei Wąskotorowej – bilet może być łączony z pozostałymi atrakcjami tego miejsca i my taki właśnie wybraliśmy, bo jak już zwiedzamy, to tyle ile się tylko da. Jak zwykle na naszych wyjazdach słoneczko cudnie nam świeciło, więc spacer był czystą przyjemnością a nawet zabawą wśród wagonów pochodzących z różnych miejsc, nie tylko Polski.

Zwykle w takich okolicznościach sprawdzam czy któryś z wagonów ma zaznaczone miejsce wyprodukowania w chrzanowskim Fabloku, czyli Pierwszej Fabryce Lokomotyw w Polsce – a to taki mój lokalny patriotyzm 😁 ze względu na obecne miejsce zamieszkania. No i oczywiście nie zawiodłam się!!!

Ekspozycja nie ma pokaźnych rozmiarów, więc w miarę szybko można ją obejrzeć. Dodatkową atrakcją jest mały plac zabaw dla dzieci z huśtawkami – nie omieszkaliśmy sprawdzić jednej z nich, takiej z naszego dzieciństwa… Zabawa była przednia 🙂

Następnie przeszliśmy w stronę ruin zamku (zbudowanego w XIV wieku), którego właścicielem był Mikołaj Nałęcz kasztelan nakielski (częsty towarzysz króla Kazimierza Wielkiego w trakcie jego pobytu w obecnej Wielkopolsce) oraz ekspozycji machin oblężniczych, z których na uwagę zasługuje trebusz czyli starożytna i średniowieczna broń artyleryjska; barobalistyczna machina miotająca, wykorzystująca zasadę dźwigni. Nasi Panowie Mocarze kulę służącą do trebusza dali radę podnieść – brawo!!! Zwiedzanie nie jest nużące, zarówno ruiny jak i wystawa nie są zbyt duże. Jednak fajne jest to, że nawet z niewielkiej ekspozycji można zrobić atrakcję dla miejscowości, w szczególności mającej tak przyciągającą nazwę jak Wenecja. Jeśli ktoś będzie miał okazję być w pobliżu, to szczerze polecamy zobaczyć to miejsce. Można tam kupić drobne pamiątki, gdyż straganów nie brakuje 😜😜😜. Dodatkową atrakcją może być próba swoich sił w strzelaniu do tarczy z łuku, oczywiście w przeznaczonym do tego celu miejscu.

Jeszcze tylko kolejne pamiątkowe zdjęcie ze stacji i wracamy kolejką do Biskupina, zbliża się bowiem pora obiadowa, czas przetestować kuchnię lokalną.

Tuż przy stacji w Biskupinie jest knajpka (niestety nazwy nie zapisałam) z całkiem przyzwoitym jedzeniem na wagę, każdy znalazł coś dla siebie, a ludzi było bardzo dużo i właściwie trudno było upolować miejsce, szczególnie dla tak licznej grupy jak nasza. Popołudniową kawę już piliśmy w naszych pokojach, a po krótkim odpoczynku wybraliśmy się na spacer. Zawędrowaliśmy do sąsiedniej wioski i postanowiliśmy wrócić trasą kolejki wąskotorowej – wspaniały to był pomysł, kolejka wieczorem nie kursuje, można było bezpiecznie iść. Zdjęć zrobiliśmy sobie dużo, ale jedno z nich jest godne Waszej uwagi:

Mnie się ono bardzo podoba, obrazuje naszą radość ze wspólnego spędzania czasu, nieważne w jakich okolicznościach, aaa i wiek nie ma tu żadnego znaczenia😜😜😜. Idąc po torach napotykamy Jezioro Biskupińskie, które otacza Muzeum Archeologiczne, a ponieważ są pomosty, to i z tego skorzystaliśmy, aby uwiecznić nasz spacer:

Tradycyjnie wieczór przeznaczony jest na nasze cudowne rozmowy, trenowanie zmarszczek śmiechowych i po prostu bycie razem.

Niedzielę przeznaczyliśmy na zwiedzanie Muzeum Archeologicznego, o którym wiele słyszeliśmy i to właściwie był główny punkt naszej wycieczki do Biskupina. Z informacji zaczerpniętych z „internetów” (link powyżej pod nazwą) wiemy, że jest to jedno z największych w Europie stanowisk archeologicznych obejmujący obszar około 38 hektarów ze świetnie zachowanymi śladami dawnego osadnictwa. Można tam zobaczyć wizualizację obozowiska łowców i zbieraczy, osady pierwszych rolników, osady obronnej na półwyspie (wspominałam już wyżej, że Muzeum otoczone jest jeziorem), wioski piastowskiej i grobów skrzynkowych. Na zwiedzanie należy zarezerwować sobie kilka godzin, żeby poczuć atmosferę dawnych lat. Bardzo nam się spodobał pomysł władz Muzeum, że studenci archeologii oraz inni pracownicy w okresie letnim odpowiednimi strojami i wykonywanymi pracami obrazują zwiedzającym ówczesne realia życia codziennego. Można również posłuchać opowieści przybliżających nam życie osadników sprzed kilku tysięcy lat. Oczywiście zdjęcia są koniecznością:

To była bardzo udana niedziela, przed nami ostatni wieczór i czas na ustalanie kolejnego wyjazdu. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że uda nam się w komplecie polecieć w listopadzie na wakacje do… Egiptu 👌, który już wcześniej został opisany w artykule Misja Kleopatra, a tak właściwie to był początek naszego bloga…

Ponieważ trudno nam się jest rozstać, uznaliśmy, że w drodze powrotnej do naszych domów, zahaczymy o pierwszą stolicę Polski, czyli Gniezno. Wprawdzie nie starczyło nam czasu na wnikliwe zwiedzanie, ale zobaczyliśmy Katedrę Gnieźnieńską i zrobiliśmy sobie krótki spacer po mieście.

A na koniec uznałyśmy, że nawet w środku miasta można oderwać się od podłoża i wydać z siebie okrzyk radosnego YUHU za kolejny wspaniały nasz weekend gołąbkowy.

Zapraszamy do czytania i komentowania kolejnych naszych artykułów. Będziemy się cieszyć, jeśli dla kogoś będą one motywem do zwiedzania naszego pięknego kraju. YUHUUUUU….

Biskupin, niesamowita lekcja historii, którą mieliśmy okazję zobaczyć, niemalże dotknąć i poczuć atmosferę tamtego czasu. Zdecydowanie obowiązkowy punkt na mapie Polski, który polecamy odwiedzić. A wracając do naszych gołąbkowych przeżyć ….opis rzeczonego obrazu…na samo wspomnienie powróciła ta sama lawa śmiechu, ta interpretacja po prostu jest jedyna w swoim, właściwie swoiście gołąbkowym wydaniu, hihihih.

Jak już Basia wspomniała, wiek nie ma znaczenia, to tylko cyfry, a my w swoim towarzystwie bawimy się świetnie, nasze spotkania to reset od codzienności, który wszystkim nam jest potrzebny i niezbędny do zachowania równowagi w tym zwariowanym świecie.

Cudownie, że jesteście….kolejne spotkania przed nami 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *